Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żadna tam łasica czy gronostaj. Panna Cecylia z dzieła Leonarda przytula oswojoną fretkę. I basta

Grzegorz Tabasz
Fretki to drapieżniki z charakterem
Fretki to drapieżniki z charakterem fot. 123rf
Długość, waga i postura. Wszystko się zgadza. Na słynnym obrazie da Vinci uwiecznił udomowionego tchórza stepowego

Damę z łasiczką” Leonarda da Vinci cenię z powodów, które trudno powiązać z muzealną czy artystyczną wartością dzieła. Na pierwszym miejscu stawiam kwestię przynależności gatunkowej zwierzaka sportretowanego razem z piękną kobietą. Łasica to czy gronostaj? Dalej dzieło Leonarda da Vinci to koronny argument, którego lubię używać w sporach o konieczności ochrony ginących gatunków. O tym za chwilę. Na początek odrobina zoologii.

Cóż takiego trzyma na ramieniu donna Cecylia? Wbrew utartej nazwie obrazu, na pewno nie jest to łasiczka. Łasica to najmniejszy drapieżny ssak Europy. Przeciętna długość, nie licząc ogona, wynosi mniej więcej dwadzieścia centymetrów. Jest tak szczupła, iż bez problemu penetruje podczas polowań mysie nory. Tymczasem zwierz z obrazu trzyma głowę na wysokości kobiecego obojczyka, zaś przeciwległy koniec ciała spoczywa na końcu przedramienia. Najmniej czterdzieści centymetrów długości. Do tego solidna postura. Za duża, nawet na najlepiej wykarmioną w domowych pieleszach łasicę.

Nieco później pojawiła się wersja z gronostajem. Bliski kuzyn łasicy, znacznie większy i gdyby tylko mistrz uwiecznił końcówkę ogona, sprawa byłaby rozwiązana. Gronostaje bez względu na porę roku koniuszek ogona mają czarnej barwy, co jest najlepszą cechą rozpoznawczą.

Kiedyś ludzie namiętnie mylili obydwa gatunki. Mówiono o łasicy łasce i łasicy gronostaju, choć tylko ten drugi był poszukiwany przez kuśnierzy z powodu znakomitego futra. Niestety, Leonardo pominął ów istotny anatomicznie szczegół. Zarówno łasice, jak i gronostaje przed nastaniem ery domowych kocurów, nader chętnie trzymano w obejściach dla obrony spichlerzy przed szczurami. Dość wspomnieć, iż tylko jedna łasica w ciągu roku zjada do tysiąca gryzoni. Razem z gronostajem tworzą zgraną parę urodzonych zabójców, którzy z pożytkiem dla ludzi pożerali wszystkie napotkane ofiary. Niemniej obyczaj trzymania półoswojonych czy wręcz udomowionych łasek i gronostajów w domach ustał definitywnie w XII wieku. Trzysta lat przed powstaniem dzieła. W ich miejsce sprowadzono z południa dzisiejsze koty domowe.

Historycy sztuki jak jeden mąż postawili na gronostaja z przyczyn niemających z biologią wiele wspólnego. Otóż sportretowana panna był dwórką i kochanką zarazem fundatora obrazu, księcia Mediolanu Ludovica Sforzy. Magnat pieczętował się herbem z gronostajem, którego cechy chętnie sobie przypisywał. Bielutkie futro gronostaja było podówczas uważane za symbol niedościgłej czystości, choć ta ostatnia do księcia niespecjalnie pasuje... Uznano ostatecznie, iż donna Cecylia swą kościstą dłonią pieściła gronostaja i basta!

Nic z tego. Zarówno łasice, jak i gronostaje zmieniają na zimę barwę futerka. Od listopada do marca nabierają ochronnej, białej barwy, dzięki której nikną na tle śniegu. Przez pozostałą część roku wierzch ciała przybiera różne odcienie brązu. Im dalej na południe, tym klimat łagodniejszy.

Mniej śniegu i tamtejsze gronostaje przez cały rok bywają łaciate. Ta sama przypadłość tyczy łasicy. Nawet u nas w ciepłe zimy zwierzaki nie nabierają śnieżnobiałej barwy. Prawdopodobieństwo sprowadzenia na potrzeby pracowni malarskiej białego gronostaja z odległej północy Europy jest minimalne. Tym bardziej, iż obraz powstawał przez kilka lat, a gronostaje nie są długowieczne. Do tego w klimacie północnej Italii utraciłyby tak poszukiwaną biel. To może albinotyczna, wyhodowana forma zwierzaka? Też nie pasuje, gdyż zwyczaj oswajania łasic i gronostajów w XV wieku nie był już praktykowany.

Jedynym odpowiednim zwierzakiem jest fretka. Udomowiona wersja tchórza stepowego. Zwierzak doskonale znany starożytnym Grekom i Rzymianom. Domestykacja nastąpiła dobre trzy i pół tysiąca lat temu gdzieś w basenie Morza Śródziemnego. Przez wieki wyselekcjonowano formy o różnym umaszczeniu, w tym bielutkie przez okrągły rok albinosy. Fretka, czy jak kto woli, albinotyczny tchórz stepowy, idealnie odpowiada rozmiarami ciała do zwierzaka trzymanego na ramieniu donny Cecylii. Długość, waga, postura. Wszystko pasuje. Co począć z kwestią nazewnictwa? Całkiem niedawno wyróżniano tak zwane łasice małe, średnie i duże. Mylono duże samce z mniejszymi od nich samicami. Pięć wieków temu nikt nie zawracał sobie głowy takimi detalami, jak rozpoznawanie łasicy, gronostaja czy fretki. Ważne było futro, ewentualnie obłaskawienie. Dla Leonarda da Vinci, panny Cecylii, i co najważniejsze, dla płacącego za obraz księcia Ludovica, fretka była okazałym gronostajem. I niczym więcej. To co, drukujemy nowe katalogi, zmieniamy tytuł dzieła w encyklopediach? Jak dla mojego ucha i oka, dama z łasiczką brzmi znacznie lepiej niż dama z fretką czy nawet z gronostajem.

Zostało jeszcze jedno: co ma słynny portret do zachowania ginących gatunków? Bardzo wiele. Na konserwację, ochronę przed zniszczeniem kawałka lipowej deski, która zmieściłaby się w uczniowskim plecaku, wydano krocie. Z ekonomicznego punktu widzenia działania pozbawione sensu. Wszak można wykonać wierną kopię. I to niejedną. Uwiecznić malowidło cyfrowymi technikami i schować w przestrzeni internetu, gdzie każdy będzie miał obraz w zasięgu ręki. Oryginał wydać na żer kołatków i innych szkodników drewna. Ktokolwiek zechciałby poważnie wygłosić powyższą tezę, zostałby uznany za głupca. Tymczasem skąpimy na ochronę jakichś tam motyli czy innych żabek. Kilkaset tysięcy wydanych na badanie tras wędrówek wodniczki to marnowanie publicznego grosza. Na marginesie, kto wie, co to takiego wodniczka? Gatunek ptaka, którego powstawanie trwało miliony lat. Jedyny, niepowtarzalny, bezcenny. Wymiera na naszych oczach. Zresztą nie on jeden. Czym się różni od „Damy z łasiczką”? Tylko proszę nie szermować argumentem, iż bez wodniczki świat się nie zawali. Bez obrazu Leonarda da się żyć. Podobieństwo leży w tym, iż po utracie oryginału nie zastąpi go najlepsza reprodukcja.

Na marginesie, jedyny w Polsce obraz Leonarda da Vinci oszacowano na mniej więcej trzysta milionów dolarów. Tyle przynajmniej wyniosła suma ubezpieczenia obrazu podczas ostatniej zagranicznej podróży dzieła po europejskich muzeach. Trzysta milionów dolarów. Kwota abstrakcyjna i umowna, gdyż nikt nie zdoła za żadną cenę odtworzyć dzieła. Swoją drogą ciekawe, ile to przez ostatni wiek wydano na uratowanie żubra?

***

Fretka, czy jak kto woli, albinotyczny tchórz stepowy, idealnie odpowiada rozmiarami ciała do zwierzaka trzymanego na ramieniu donny Cecylii. Co począć z kwestią nazewnictwa? Całkiem niedawno wyróżniano tak zwane łasice małe, średnie i duże. Mylono duże samce z mniejszymi od nich sami-cami.

Pięć wieków temu nikt nie zawracał sobie głowy takimi detalami, jak rozpoznawanie łasicy, gronostaja czy fretki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski