Krótka historia długiego karabinu. Karabin przeciwpancerny wz. 35 – przyczynek do tematu

opublikowano: 2012-09-01 15:37
wolna licencja
poleć artykuł:
We wrześniu 1939 roku swój debiut na polu walki miała jedna z najciekawszych broni, jakie trafiły kiedykolwiek w ręce polskiego żołnierza. Był to karabin przeciwpancerny wz. 35, którego historia stanowi do dziś źródło niekończących się kłótni i polemik.
REKLAMA

15 września 1916 roku na polu bitwy po raz pierwszy pojawiły się czołgi. Były to brytyjskie Mark I, pojazdy mające za zadanie przełamanie linii niemieckich umocnień. Niemiecka piechota zwalczała je tym, co miała pod ręką, odnosząc zresztą dość zaskakujące sukcesy. Pierwsza prawdziwa broń przeciwpancerna piechoty, Tankgewehr, pojawiła się na froncie półtora roku później, 18 marca 1918 roku. Wyścig pancerza z pociskiem wkroczył w nowy wymiar.

Brytyjski czołg Mark I C-15, 25 September 1916 (fot. Ernest Brooks, ze zbiorów Imperial War Museum , domena publiczna)

Karabin na słonie

Polska, państwo tworzące swą gospodarkę zbrojeniową od podstaw, przez długi czas nie przystępowała do samodzielnych prac nad stworzeniem broni przeciwpancernej dla piechoty. Impulsem do zmiany tej sytuacji były artykuły w prasie niemieckiej omawiające pojawienie się niezwykłego karabinu produkowanego przez firmę Halger, a będącego efektem prac inżyniera Hermanna Gerlicha. Według dziennikarzy pociski wystrzeliwane z tej broni miały osiągać prędkość wylotową rzędu 1100 m/s, co było sporym dokonaniem jak na tamte czasy. Sekret tej broni tkwił w zwiększonej proporcji stosunku długości pocisku do długości łuski.

Do tej pory wszyscy konstruktorzy broni uważali, że w celu skutecznego rażenia dużych zwierząt, a szczególnie słoni i nosorożców, potrzebna jest broń o dużym kalibrze. Ich strategia polegała na użyciu dużego pocisku, przebijającego czaszkę zwierzęcia bardziej dzięki swej masie niż prędkości. Firma „Halger” postawiła na całkiem inne rozwiązanie. Ich karabiny strzelały pociskami o stosunkowo niewielkich rozmiarach, lecz łuski były znacznie większe niż w wypadku innych nabojów tego kalibru. Dzięki temu stosunek ilości materiału miotającego do wagi pocisku był znacznie korzystniejszy niż w wypadku starszych konstrukcji. Mały, szybki pocisk przebijał cel znacznie łatwiej niż duży, lecz powolny.

REKLAMA

Karabin Halger, strzelający amunicją kalibru.280, wywołał spore zainteresowanie nie tylko wśród myśliwych, lecz także i wojskowych z różnych krajów. Część niewielkiej produkcji została zakupiona przez Niemcy, Wielką Brytanię i Polskę w celu przeprowadzenia odpowiednich testów. Sam konstruktor twierdził, że jego karabin nie ma sobie równych na dystansie do 450 metrów. Specjaliści od marketingu dodawali, że przy strzelaniu do samolotu lecącego na wysokości 2000 metrów nie trzeba odkładać poprawki, gdyż pocisk dotrze do swego celu w mgnieniu oka.

Polska droga do karabinu przeciwpancernego

Polskie testy karabinu Halgera przeprowadzono w październiku 1931 roku. Ich wynikiem była decyzja o rozpoczęciu własnych prac nad tego typu bronią. Już w lutym 1932 roku testowano w Toruniu eksperymentalny karabin kapitana Kapkowskiego. Nie został on przyjęty do produkcji, jednak testy dostarczyły wartościowych danych, zachęcających do dalszych badań.

Podstawowym problemem, z którym musieli uporać się polscy konstruktorzy było wytworzenie odpowiedniej amunicji. Prace rozpoczęto w Fabryce Prochu w Pionkach, jako że to od ładunku miotającego zależały w dużej mierze osiągi projektowanej broni. Pierwsze próby prowadzono na specjalnym stanowisku testowym, na którym zainstalowano lufę działka przeciwpancernego z osadzoną wewnątrz drugą lufą z komorą nabojową o właściwym kalibrze. Siła eksplozji ładunku była tak duża, że spłonki wyskakiwały z łusek, a pociski rozlatywały się przy wrzynaniu w gwinty lufy. Nie zraziło to jednak inżynierów, którzy w krótkim czasie wyprodukowali nową, eksperymentalna amunicję, zdolną do zniesienia olbrzymich naprężeń.

REKLAMA
Nabój do karabinu przeciwpancernego wz 35 wraz z opakowaniem (fot. Halibutt, na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Nawet najlepsza amunicja przeciwpancerna jest jednak bezużyteczna, jeśli nie istnieje odpowiednia broń. Do realizacji zadania jej stworzenia stanęło dwóch konstruktorów: inżynier Karczewski i młody inżynier Maroszek. Karabin pierwszego z nich ważył 16 kilogramów i był wyposażony w sprężynowy oporopowrotnik. Inżynier Józef Maroszek postanowił pójść inną drogą. W swej konstrukcji zastosował hamulec wylotowy, którego skuteczność usilnie poddawano w tamtych czasach w wątpliwość, posłużył się także eksperymentalną teorią o wytrzymałości luf na krótkotrwałe obciążenia. Nie bez znaczenia było użycie przez niego zamka własnej konstrukcji, który stworzył podczas prac nad karabinem KP-32, ostatecznie niewprowadzonym do uzbrojenia. Obydwa karabiny zostały poddane próbom porównawczym w październiku 1935 roku na poligonie w Brześciu nad Bugiem. Ryzyko podjęte przez Maroszka opłaciło się i w listopadzie 1935 roku Komitet do spraw Uzbrojenia i Sprzętu zatwierdził tę broń do użytku.

Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”

Łukasz Męczykowski
„Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
123
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-9-1

Karabin przeciwpancerny wz. 35

Efektem kilkuletnich prac stał się Karabin wz. 35. Strzelał amunicją 7.92X107, wykorzystującą pociski typu DS. W przeciwieństwie do innych konstrukcji tego rodzaju, pociski te nie posiadały utwardzanego rdzenia. Zjawisko przebicia pancerza przez miękki pocisk poznano jeszcze podczas testów karabinu Halger, a polscy inżynierowie dołożyli wszelkich starań, by maksymalnie je wykorzystać. Pędzący z duża prędkością ołowiany pocisk przy uderzeniu w pancerz rozpłaszczał się, wybijając w nim otwór o średnicy około trzy razy większej niż średnica pocisku. Do wnętrza pojazdu wpadały zarówno fragmenty opancerzenia, jak i szczątki pocisku. Załodze zagrażała zatem cała chmura niewielkich, rozgrzanych metalowych odłamków. Trzeba przy tym pamiętać, że to właśnie żołnierze byli podstawowym celem dla broni przeciwpancernej niewielkiego kalibru, a nie mechanizmy pojazdu.

REKLAMA

Aby ukryć powstanie nowej broni przed wrogimi agentami, proces wytwarzania jej elementów podzielono na kilka oddzielonych od siebie etapów. Pomysłodawcą całej operacji był pułkownik Pełczyński. Produkcję podzielono na część tajną i jawną. Do pierwszej z nich zaliczono lufy i amunicję, których wytwarzania nie można było w żaden sposób zamaskować. Każdy, kto miałby styczność z długimi lufami zakończonymi hamulcem wylotowym czy amunicją o niezwykle dużych łuskach wiedziałby, że ma styczność z elementami nowej broni, więc produkcja tych elementów musiała być utrzymywana w jak najściślejszej tajemnicy. Łatwiej natomiast było zatuszować produkcję elementów drewnianych, zamków, komór zamkowych i innych pomniejszych części. Przypominały elementy zwykłych karabinów na tyle, by wmówić robotnikom, że pracują przy produkcji nowej odmiany na rynek zagraniczny, w tym wypadku do Urugwaju. Ameryka Południowa była bardzo niespokojnym obszarem, więc zakup broni przez państwo z rejonu nikogo nie dziwił, tak samo jak niechęć Polski do afiszowania się z eksportem. Przyjęty sposób maskowania pozwalał również na wytłumaczenie dużej skali produkcji. W literaturze podaje się różne liczby. Czasem mówi się o 3500 dostarczonych egzemplarzach, choć pojawia się także liczba 4500 sztuk wręczonych żołnierzom. Liczba wytwarzanych kolb i innych elementów mogła być wytłumaczona znacznym rozmiarem zamówienia.

Opis broni

Rekonstruktor z repliką karabinu przeciwpancernego wz. 35 (fot. Paweł Zdziarski , na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Karabin przeciwpancerny wz. 35 odznaczał się dobrymi, jak na swój czas, parametrami. Miał 1760 mm długości i ważył 9,1 kilograma. Zastosowano w nim czterotaktowy zamek ślizgowo-obrotowy. Celowanie odbywało się za pomocą prostej muszki i szczerbinki, ze stałą nastawą na 100 metrów. Karabin zasilany był z magazynka umieszczonego pod bronią i zawierającego cztery naboje. Pociski opuszczały lufę (długość 1200 mm) z prędkością 1250 m/s, czyli o 405 m/s szybciej niż w wypadku kbk wz. 29. Hamulec wylotowy, znajdujący się na wylocie lufy, zmniejszał odczuwalny odrzut o około 65%. Dzięki prostej budowie z jego obsługą mógł sobie poradzić każdy żołnierz potrafiący obsługiwać zwykły karabinek systemu Mausera. Przedwojenne testy pozwalają ocenić zdolności przebijania pancerza na około 15 mm na dystansie 300 metrów.

REKLAMA

W walce

Do dnia dzisiejszego toczą się spory, ile karabinów trafiło na wrześniowe pola bitew i jak zachowywanie tajemnicy wpłynęło na zastosowanie ich w walce. Autorzy piszący w czasach minionego ustroju przyjmowali za pewnik tezę o znikomym użyciu tych karabinów, pozamykanych nawet po 1 września w skrzyniach i wydawanych żołnierzom kompletnie nie obeznanym z tą bronią. Obecnie można już, korzystając z lat badań polskich entuzjastów i historyków, z dużą dozą pewności całkowicie obalić tę tezę. Rozkaz o tajnym przeszkoleniu strzelców w obsłudze tej broni wydano jeszcze przed wybuchem wojny, a co ważniejsze, takie szkolenia rzeczywiście przeprowadzano w lipcu 1939 roku. Przedwczesne rozdanie tych karabinów w koszarach i wystawienie jej na widok publiczny przyczyniłoby się do ujawnienia jej istnienia. Gdyby nie doszło do rozpoczęcia walk, informacja o istnieniu kb ppanc wz. 35 mogła by wyciec za granicę, co doprowadziło by na przykład do pogrubienia opancerzenia niemieckich czołgów, przez co broń stałaby się bezużyteczna.

REKLAMA

Po ogłoszeniu „cichej” mobilizacji 23 sierpnia skrzynie rozdysponowano z centralnych składnic do jednostek, nie otwierając ich. W literaturze brak zgody co do tego, kiedy wydano rozkaz wydania broni. Satora pisze, że stało się to już 24 sierpnia, Gwóźdź i Zarzycki podają jednak, że takie polecenie wydano dopiero 26 sierpnia. Nie wyjaśnia to jednak rozkazu z 27 sierpnia 1939 roku wydanego przez generała Rómmla, inspektora armii Łódź: „Otwarcie skrzyń tych nastąpić może bądź na rozkaz przełożonych, bądź też po pierwszym strzale”.

W większości jednostek karabin trafił do rąk żołnierzy już 1 września. Niestety, w niektórych wypadkach zajęło to znacznie więcej czasu niż wymagała tego potrzeba chwili. Według wspomnień Stanisława Maczka broń ta dotarła do jego jednostki dopiero 5 września, a skrzynie otwarto dopiero w dniu następnym. W niektórych publikacjach można też znaleźć opisy drastycznych scen wywołanych odkryciem broni w skrzyniach dopiero w momencie rozbrajania jednostki podczas kapitulacji.

Po zakończeniu walk w Polsce w ręce Wehrmachtu trafiło około 880 karabinów przeciwpancernych. Niemcy, dążąc w ich mniemaniu do poprawy zdolności penetracyjnych, przeprowadzili wymianę polskich pocisków na niemieckie, stosowane w Patrone 318. Były to „klasyczne” pociski z twardym rdzeniem, wyposażone jednak w kapsułkę z gazem łzawiącym. Duża część zdobycznych karabinów trafiła w ręce Włochów, którzy wykorzystywali je przede wszystkim w Afryce i Rosji.

REKLAMA

Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”

Mateusz Będkowski
„Polacy na krańcach świata: XIX wiek” (cz. I)
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
143
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-01-3

Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3

Karabin przeciwpancerny wz. 35 w Imperial War Museum (fot. Łukasz Męczykowski)

Historia tej broni miała także swój dalszy ciąg na terenie kraju. Karabiny przeciwpancerne trafiające do partyzantów pozyskiwano zapewne bądź z odkrywanych leśnych składów (pozostawionych w 1939 przez wycofujące się jednostki WP) lub z rąk ludności cywilnej. Prawdopodobnie najsłynniejszym epizodem, w którym wziął udział karabin wzór 35, była bitwa pod Zaborecznem, kiedy to wystąpił w roli karabinu wyborowego. Celem stał się niemiecki oficer dowodzący atakiem na partyzanckie pozycje. Można sobie tylko wyobrazić, jak wyglądał efekt trafienia człowieka pędzącym miękkim kawałkiem ołowiu, rozpłaszczającym się przy uderzeniu. Atak załamał się, a Niemcy byli przekonani, że walczą z oddziałem alianckich spadochroniarzy uzbrojonych w broń nieznanego typu. Karabin przeciwpancerny wz. 35 znalazł się także w rękach powstańców warszawskich, choć jego skuteczność w tym czasie była już znacznie ograniczona. Ocenia się, że do 1 września 1941 roku w rękach podziemia znalazło się około 25 sztuk broni z 1406 sztukami amunicji.

Czy była to skuteczna broń?

Trudno jest określić rzeczywistą skuteczność bojową tej broni. Jej obsłudze rzadko kiedy udawało się spokojnie zbadać ostrzeliwany przez siebie czołg. Inaczej niż to się dzieje w filmach (szczególnie radzieckich), czołgi bardzo rzadko zapalają się po ostrzelaniu z rusznic czy karabinów przeciwpancernych. Strzelec prowadzący ogień w kierunku czołgu mógł nie zauważyć żadnych rezultatów nawet po kilku celnych strzałach. Większość relacji wspomina tylko o unieruchomieniu pojazdu czy zmuszeniu go do przerwania ognia. Tylko w nielicznych wypadkach, kiedy to Polacy zostawali panami pobojowiska, strzelcy mogli ocenić rezultat swych działań. A był on czasem dość drastyczny: „Jak stwierdziliśmy po walce […] od strzałów […] rusznicy, które wielokrotnie przebiły pancerz, legła cała załoga41.

REKLAMA

W dyskusjach o kb. ppanc. wz. 35 pojawia się z dość dużą regularnością argument o nieufności żołnierzy do powierzonej im broni. Niektórzy autorzy zapominają chyba o fakcie, że przedwojenne instrukcje nakazywały strzelanie do czołgów amunicją przeciwpancerną, a opublikowane wspomnienia pozwalają na stwierdzenie, że tak rzeczywiście postępowano. Skoro w walce z czołgami żołnierze stosowali butelki z benzyną, granaty, karabiny powtarzalne i broń maszynową, to czy nie użyliby karabinu przeciwpancernego, na pierwszy rzut oka strzelającego znacznie potężniejszą amunicją niż ich kb, rkm-y i ckm-y? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Podsumowanie

Karabin przeciwpancerny wz. 35 w Muzeum Militariów we Wrocławiu (fot. Łukasz Męczykowski)

Historia kb. ppanc. wz.35 do dziś pozostaje niepełna. Materiały archiwalne są niekompletne i rozproszone. Wielu weteranów Września zginęło w trakcie późniejszych walk, a po wojnie wielu z nich pozostało na emigracji. „Klimat” polityczny z lat 1945–1989 również nie sprzyjał podejmowaniu obiektywnych badań. Wszystkie te czynniki sprawiają, że dziś wiemy o tej broni zdecydowanie mniej niż byśmy tego chcieli. Jedno jest jednak jasne – broń ta spełniła pokładane w niej nadzieje, przyczyniając się do zadania nieprzyjacielowi znacznych strat.

POLECAMY

Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!

Zobacz też:

Bibliografia:

Źródła

  • Dodatek do instrukcji o broni piechoty, cz. 1, Karabin wzór 35.
  • Furs-Żyrkiewicz Leonard, Zwalczanie samochodów pancernych, Wojskowy Instytut Naukowo-Wydawniczy, Warszawa 1932.
  • „Przegląd Piechoty”, r. 8 (1935), z. 2.
  • Regulamin piechoty, cz. 1, Ogólne zasady walki piechoty, Warszawa 1933.
  • Walka polskich kwatermistrzów z czołgami (relacja żandarma), [w:] Żołnierz Polski w kampanii wrześniowej, dodatek do „Wiadomości Polskich”, 15 stycznia 1941 r., nr 17, s. 2 [reprint Warszawa 2004].
  • Wojna obronna Polski 1939. Wybór źródeł, zebrali i oprac. Mieczysław Cieplewicz et al., pod kier. Eugeniusza J. Kozłowskiego, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1968.

Opracowania

  • Bataliony chłopskie w obronie Zamojszczyzny. Bitwy pod Wojdą, Zaborecznem i Różą 30 XII 1942–1–2 II 1943. Relacje uczestników i dokumenty_, zebrał i wstępem poprzedził Jerzy Markiewicz, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957.
  • Bądkowski Lech, Bitwa trwa, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1966.
  • Das 13-mm-Tankgewehr vom Mauser im 1. Weltkrieg, [w:] „Waffen Revue”, № 82 (1991).
  • Drewnik Tadeusz Jan, Kilka uwag w sprawie UR wz. 35 i PZL P 11C, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, r. 3 (2002), z. 4 (192), Warszawa 2002.
  • Felsztyn Tadesz, Polski karabin ppanc., „Kultura. Szkice, opowiadania, sprawozdania”, Février–Mars 1953.
  • Fletcher David, British Mark I tank 1916, Osprey Publ., Oxford 2004.
  • Ginalski Edmund, Pierwsze polskie rusznice przeciwpancerne (wspomnienia z 1939 r.), „Przegląd Piechoty”, r. 16 (1948), z. 6.
  • Gwóźdź Zbigniew, Zarzycki Piotr, Polskie konstrukcje broni strzeleckiej, Warszawa 1993.
  • Karabin przeciwpancerny wz. 1935, [w:] Wielka Encyklopedia Uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych 1918–1939, [dostęp: 30 sierpnia 2012], <[http://www.weu1918-1939.pl/piechota/karabiny/ur/departament_piechoty_karabiny_ur.html]>.
  • Kirchmayer Jerzy, Powstanie Warszawskie, Książka i Wiedza, Warszawa 1984.
  • Konstankiewicz Andrzej, Broń strzelecka Wojska Polskiego 1918-39, Wyd. MON, Warszawa 1986.
  • Łowczynowski Bartosz, Nowocześni czy zacofani?, „Polska Zbrojna”, r. 2009, nr 32, s. 53.
  • Maczek Stanisław, Od podwody do czołga, TNKUL–Orbis Books, Lublin–Londyn 1990.
  • Moran John, .280 Halger, „Rifle. The Magazine for Shooters”, Vol. 16, № 6, November–December 1984.
  • Nowakowski Tadeusz, Karabin przeciwpancerny wz. 35 Urugwaj, „Nowa Technika Wojskowa”, r. 1995, z. 6.
  • Polskie siły zbrojne w drugiej wojnie światowej, t. 1, Kampania wrześniowa 1939, cz. 3, Przebieg działań od 9 do 14 września, Instytut Historyczny im. gen. Sikorskiego, Londyn 1959.
  • Polskie siły zbrojne w drugiej wojnie światowej. t. 3, Armia Krajowa, Instytut Historyczny im. gen. Sikorskiego , Londyn 1950.
  • Satora Kazimierz, Polski karabin przeciwpancerny wz. 35 (UR), „Wojskowy Przegląd Historyczny”, r. 40 (1996), nr 2 (156).
  • Siemion Leszek, Iłża pamiętna klęską, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1970.
  • Smoliński Aleksander, Kilka uwag do artykułu Kazimierza Satory o polskim karabinie przeciwpancernym wz. 1935 [w:] „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, r. 3 (2002), z. 1 (191).

Redakcja: Roman Sidorski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Męczykowski
Doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone