Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Zaginięciem Łukasza Grechuty żył cały kraj. Syn popularnego muzyka po prostu wyszedł z domu i na długi czas ślad po nim zaginął. Nie była to jednak pierwsza taka sytuacja. Poznaj historię, która wpłynęła na życie jednego z najpopularniejszych polskich artystów.
Po raz pierwszy Łukasz Grechuta uciekł z domu w lutym 1999 roku. Rodzice 27-letniego mężczyzny od razu powiadomili policję. Po kilkunastu dniach jednemu z funkcjonariuszy udało się rozpoznać zaginionego. Jolanta Maciejewska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Krakowie, skomentowała wtedy tę sprawę w "Dzienniku Polskim": - Kiedy rodzina zgłosiła zaginięcie, po kilku dniach skontaktował się z nami policjant z Jeleniej Góry. Jadąc samochodem do pracy, rozpoznał Łukasza na ulicy i zaproponował mu podwiezienie. Kiedy chłopak wsiadł do samochodu, zawiózł go na komisariat. Powiadomiliśmy rodziców.
Marek i Danuta Grechuta myśleli, że to swojego rodzaju wybryk, faza, czy po prostu jednorazowa sytuacja. Nie mogli się bardziej mylić. Już 3 marca tego samego roku Łukasz ponownie zniknął. Podobno miał podróżować po Polsce i odnaleźć "swoją pustelnię". W późniejszych wywiadach Marek Grechuta przyznawał, że jego syn był typem samotnika. Co więcej, fascynowała go twórczość Alberta Chmielewskiego. - Tuż przed zniknięciem wiele spraw mu się nie układało. Miał kłopoty z dziewczyną i z pracą. Powtarzał, że chce się zastanowić nad własnym życiem, że musi sobie pewne sprawy przemyśleć.- podkreślał artysta.
Zrozpaczeni rodzice próbowali wszystkiego podczas poszukiwań zaginionego syna. Potomek muzyka po prostu zapadł się pod ziemię. Dni zamieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące. Podejrzewano każdą możliwość: porwanie, wstąpienie do sekty, czy próbę odcięcia się od nazwiska. Zdesperowani rodzice udali się nawet do biura detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego, jednak i to na nic się zdało. Pierwszy kontakt z Łukaszem nastąpił dopiero w lipcu 1999 roku. Marek Grechuta wraz z małżonką wystąpili w programie TVP "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...". Zrozpaczona matka błagała syna o powrót do domu. Na słowa "Synu, wracaj, czekamy" odezwał się telefon. Był to Łukasz, który powiedział tylko: "Mamo, ja wracam do domu" i rozłączył się.
Jednak syn Marka i Danuty Grechuta nie wrócił do domu. Rodzice próbowali zrozumieć, co sprawiło, że chłopak zmienił decyzję. Zniknięcie jedynego dziecka mocno odbiła się na ich życiu. Muzyk kończył swoje występy słowami:
Będę z żoną na kolanach dziękować Bogu, jeśli spełni się nadzieja i w progu domu znów stanie syn.
W styczniu 2001 roku do Danuty Grechuty zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki żona muzyka usłyszała swojego syna. Dowiedziała się, że prawie 30-letni mężczyzna znajduje się obecnie w Rzymie. Kobieta nie czekając ani chwili dłużej wsiadła do autokaru jadącego w kierunku Włoch. Odnalazła Łukasza w polskiej ambasadzie. Syn celebryty zapytany o powody swojego zniknięcia, powiedział, że potrzebował udać się na pielgrzymkę duchową. W rozmowie z "Galą" podsumował swoje zniknięcie tymi słowami:
Czasem, kiedy myśli się o Bogu, zapomina się nawet o bliskich. Ludziom w dzisiejszym świecie trudno jest zrozumieć tych, którzy patrzą na świat w inny sposób. (...) To, że nie zadzwoniłem do domu, trudno prosto wytłumaczyć. Moje zachowanie może być odebrane jako dziwne, ale wtedy miałem taką potrzebę ducha