Dostała mandat z fotoradaru. Zamiast go zapłacić, zgłosiła policjantów do prokuratury

Pewna Australijka zachowała się bezbłędnie. Dostała zdjęcie z fotoradaru. Zamiast jednak zapłacić mandat, postanowiła złożyć doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Powód? Po obejrzeniu fotografii poczuła się niekomfortowo.

Więcej ciekawych przypadków związanych z wykroczeniami drogowymi opisujemy również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.

Pewna Australijka wracając do domu odkryła w swojej skrzynce pocztowej przykrą wiadomość. Dostała informację o mandacie za używanie telefonu komórkowego w czasie jazdy. Wykroczenie zostało udokumentowane za sprawą zdjęcia. I to właśnie fotografia stała się przyczyną kwestii spornej między kobietą a policją. Powód? Australijka tego dnia, gdy urządzenie zarejestrowało wykroczenie, ubrała się dość niefortunnie. Na tyle, że na zdjęciu widać jej bieliznę.

Zobacz wideo Odcinkowy pomiar prędkości - skuteczna broń w walce z kierowcami, którzy przekraczają prędkość

Bielizna na zdjęciu z fotoradaru powinna zostać zasłonięta. To niekomfortowe!

Kobieta z oburzeniem patrzyła na fotkę. Nie rozumiała czemu ta w strefie "intymnej" nie została zasłonięta np. czarnym paskiem. Przecież zdjęcie zarejestrował fotoradar i zostało przetworzone przez system. Ale zatwierdził je jakiś człowiek. Mógł zatem podjąć reakcję. Nie zrobił tego, zatem kobieta poczuła się zszokowana i zaniepokojona. Uważała że fotografia jest niekomfortowa i postanowiła nagłośnić sprawę. Tak list z policji trafił do sieci.

W tym punkcie ciekawostka. Patrzenie na zdjęcie, na którym fotoradar przypadkowo uchwycił bieliznę, jest dla Australijki niekomfortowe. Ale dzielenie się fotografią w sieci z internautami już nie jest. Czegoś tu nie rozumiecie?

Sprawa trafiła do prokuratury. A ta... zachowała rozsądek

Nagłośnienie sprawy było dopiero pierwszy z podjętych kroków. Wychodząc z założenia że "takie sytuacje zapewne dzieją się częściej, niż nam się wydaje i nie mamy kontroli nad tym, kto ogląda nasze zdjęcia", postanowiła zgłosić sytuację prokuraturze. Liczyła na to, że jej sprawa stanie się kamyczkiem, który poruszy lawinę. Doprowadzi do wdrożenia rozwiązań, które na przyszłość pozwolą na uniknięcie podobnego scenariusza. Tak się jednak nie stało i raczej nie stanie.

Do tej pory mistrzami głupich pozwów sądowych byli Amerykanie. Czy po tej informacji to się zmieni? Całe szczęście nie. Bo choć Australijka rzeczywiście zgłosiła sprawę prokuraturze, ta odrzuciła jej wniosek w całości. Uznała że jest bezpodstawny. Dobrze że ktoś w tej sprawie zachował rozsądek... I szkoda że osobą tą nie była kierująca łamiąca przepisy. Rozsądku nie zachowała wcześniej i nie robi tego również teraz. Zapowiedziała bowiem, że nie poprzestanie na wniosku do prokuratury. Bo "kobiety powinny mieć świadomość, że ich bielizna może zostać sfotografowana przez fotoradar".

Zdjęcie jest oburzające, ale wykroczenie pewne. Kobieta opłaciła mandat?

Na koniec mamy tylko jedno pytanie. Niestety nie umiemy na nie odpowiedzieć. Ciekawe czy Australijka opłaciła zaproponowaną przez funkcjonariuszy grzywę. Bo przecież jej wykroczenie udowodnione nawet na podstawie niekomfortowej fotki nadal jest wykroczeniem i nadal może być ścigane. Szczególnie że jeżeli coś w tej sprawie jest naprawdę bulwersujące, to raczej fakt że kobieta korzystała z telefonu w czasie prowadzenia samochodu. To zachowanie ekstremalnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Komórka trzymana w dłoni zdaniem statystyk nawet dwukrotnie zwiększa ryzyko wypadku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.