Większość z nas kojarzy zapewne Jana Marcina Szancera jako wybitnego ilustratora, na którego charakterystycznych, uroczych, magicznych i na wskroś romantycznych rysunkach do bajek wychowało się już kilka pokoleń małych czytelników. Szancer był jednak nie tylko ilustratorem bajek, wierszy i powieści jako prawdziwy „człowiek renesansu” poszukiwał swojej drogi twórczej w wielu dziedzinach – był projektantem dekoracji i kostiumów dla teatru, filmu i telewizji, był scenarzystą, reżyserem, aktorem, dyrektorem artystycznym telewizji, autorem sztuki teatralnej i kilku baśni, dziennikarzem, felietonistą, redaktorem graficznym w wydawnictwie, grafikiem, malarzem i profesorem ASP. Jego ogromnym dorobkiem można byłoby obdzielić co najmniej kilku twórców. Pomimo tego, że życie Szancera nie było usłane różami – przez liczne perturbacje w pracy zawodowej, traumatyczne przeżycia z czasów wojny i nieuniknione problemy osobiste – artysta przez całe życie zachowywał hart i pogodę ducha, w czym pewnie pomogła mu przebogata wyobraźnia. 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), źródło fot: NAC

Jan Marcin Szancer (1902-1973), źródło fot: NAC

Urodził się w 1902 roku w Krakowie w znanej żydowskiej rodzinie. Swoimi młodzieńczymi, artystycznymi zainteresowaniami bardzo odstawał od reszty rodziny – ojciec był wybitnym matematykiem, a starsi bracia – inżynierem i prawnikiem. Dla najmłodszego – Jana Marcina – ojciec zaplanował karierę farmaceuty, na szczęście jednak przyszły artysta był uparty w realizacji swoich marzeń i ostatecznie ukończył ASP. Jego wielka miłość do sztuki, książek i teatru zaczęła się już we wczesnym dzieciństwie. Gdy matka zaprowadziła go po raz pierwszy do muzeum, by pokazać dziecku „Pochodnie Nerona” Siemiradzkiego, obraz ten nie zrobił na nim wrażenia, natomiast jak wspomina artysta: „Hołd pruski” to był wstrząs. Drugim dziełem, które równie mocno podziałało na jego wyobraźnię był cykl „Lithuania” Grottgera. Miłość do teatru rozpoczęła się od „Hamleta” i „Wesela”: Drugim wstrząsem teatralnym moich lat dziecięcych było „Wesele” Wyspiańskiego. Oczywiście, nie mogłem zrozumieć tego, co działo się na scenie, ale po powrocie do domu zacząłem tańczyć w rytm chochołowego grania i dopiero kilka klapsów rodzicielskich wyprowadziło mnie z kataleptycznego nastroju. 

Dzieciństwo Szancera skończyło się nagle i brutalnie – wybuchła I wojna światowa. Ta wspaniała wojna zostawiła w mojej pamięci smak biedy, gorzkiej kukurydzianki i ciągłego marznięcia w nieopalonych mieszkaniach.  Próbowano żyć normalnie – pracować, chodzić do szkoły, wyjeżdżać na wieś. Młody Szancer nieomal stracił życie, i to bynajmniej nie na froncie. Zachorował na zapalenie płuc i opłucnej, był operowany przez lekarza wojskowego na stole jadalnym, coś jednak poszło nie tak: Po kilku dniach leżałem skąpany we krwi, koło mnie paliły się gromnice, a wezwany ksiądz odmawiał modlitwy za konających. Jakoś się wylizałem. Wojna wreszcie się skończyła, a rodzina Szancera szczęśliwie przeżyła. Wróćmy więc do artystycznej pasji chłopca, który zawzięcie cały wolny czas poświęcał na rysowanie – ku rozpaczy rodziny. Jeden z jego nauczycieli, zirytowany jakąś bezczelną odpowiedzią na lekcji rysunku powiedział mu: Nigdy nie będziesz artystą, a twoje nazwisko utrwali się jedynie tym, że zostaniesz wpisany do czarnej księgi tej szkoły. Jakże się mylił! 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Kopciuszek", źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Kopciuszek”, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "O krasnoludkach i sierotce Marysi", źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Dostawszy się na Akademię Sztuk Pięknych, trafił pod skrzydła wielkich malarzy – którzy jednak wkrótce zaczęli go drażnić swoimi metodami nauczania. Porzucił więc wymarzone studia i zapisał się do szkoły aktorskiej, po to żeby za chwilę wrócić „z podkulonym ogonem” na Akademię. Ukończył studia z bardzo dobrymi wynikami i licznymi nagrodami za swoje prace plastyczne. Wkrótce Szancer otrzymał pierwsze zlecenia namalowania dekoracji do spektaklu teatralnego, które zostały bardzo dobrze przyjęte. Na swojej pierwszej wystawie w Pałacu Sztuki zaprezentował prace bardzo różnorodne, ukazujące wielokierunkowe poszukiwania drogi twórczej młodego artysty. Recenzje były i pozytywne i negatywne, rozżalony miernym sukcesem Szancer szukał pocieszenia u przyjaciół-artystów i właśnie wtedy Xawery Dunikowski miał wypowiedzieć prorocze słowa: Bo ty będziesz ilustratorem. Szancer obraził się śmiertelnie – marzył bowiem o malarstwie monumentalnym i podsumowanie Dunikowskiego było  dla niego zniewagą. 

Rozpoczął wkrótce pracę w czasopiśmie na stanowisku retuszera, pisał też felietony i niedługo stał się samodzielnym reporterem. Odnosił sukcesy, jednak – jak każdemu – zdarzały mu się wpadki. Pewnego razu nie dopilnował podpisów pod ilustracjami i doszło do fatalnej pomyłki – podpis „Tokujący głuszec” znalazł się nie pod fotografią głuszca na gałęzi, lecz … pod zdjęciem prezydenta Mościckiego ze świeżo poślubioną małżonką. Zapewne nie wszystkich czytelników ta pomyłka rozbawiła, niektórzy mogli poczuć się urażeni. 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Bajbun i zebra", ok. 1960 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Bajbun i zebra”, ok. 1960 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Trębacz", lata 60.  XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Trębacz”, lata 60. XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Wszelkie plany artysty zostały przerwane przez wybuch kolejnej wojny. Szancer znalazł się w pochodzie uchodźców, zdążających w stronę Mińska Mazowieckiego, w kurzu, piekącym słońcu, wśród ciągłych bombardowań, mijając trupy poległych. We mnie załamało się wszystko. Wiara w ludzi, którzy nas opuścili, i w tę pomoc, która miała nadejść z Zachodu, ale nie nadeszła. Po długiej i wykańczającej tułaczce artysta powrócił do okupowanej Warszawy, gdzie miało go spotkać niespodziewane szczęśliwe wydarzenie. W jednej z kawiarni poznał aktorkę – Zofię Sykulską, która wkrótce została jego żoną i jeszcze w czasie wojny urodziła im się córeczka Małgosia. 

W czasie wojny, pomiędzy bombardowaniami, ucieczkami i ratowaniem własnego życia, Szancer rysował. To właśnie w tych strasznych latach zaczęła się przyjaźń i współpraca twórcza z Janem Brzechwą. Ilustrował więc utwory Brzechwy i wielu innych autorów, współpracując z warszawskimi wydawnictwami. Jakże teraz powrócić do świata bajki i kolorów. Jak zmusić wyobraźnię, jak zabić pamięć, kiedy wszystko, cokolwiek byś zdziałał, wydaje się błahe wobec okrucieństwa śmierci. Czy ktokolwiek domyśli się, czy przeczuje, w jakich ciężkich chwilach malowałem te moje pogodne obrazki? Rzeczywiście trudno uwierzyć, w jakich czasach powstawały pogodne obrazki do dziecięcych bajek, jeśli jednak wiemy – czy nie podnosi to dodatkowo ich wartości?  

Zofia Sykulska-Szancerowa, żona artysty, źródło: Antykwariat Atticus

Zofia Sykulska-Szancerowa, żona artysty, źródło: Antykwariat Atticus

Powstanie warszawskie było dla Szancera z rodziną, jak i dla wszystkich warszawiaków, prawdziwym piekłem. Jeśli kiedykolwiek wielcy twórcy przedstawiali piekło i męki potępieńców, to tamte obrazy wydawały mi się konwencjonalną scenerią, jakże naiwną w zestawieniu z tą grozą, z nocą jęków i ludzi, tworzącą jakby jedną falę krwi i śmierci – pisał później we wspomnieniach. Szancera dodatkowo spotkało coś, co jest chyba najgorszym koszmarem dla artysty – utracił swój cały dorobek. Kamienica w której mieszkał została zbombardowana, wszystkie prace z ostatnich lat i starsze z czasów Akademii, rysunki, szkice, portrety, obrazy, książki – spłonęły. Nie ocalało nic. Nie masz tam po co wracać – powiedział mu jego przyjaciel – świadek bombardowania. Szancer liczył na to, że chociaż rysunki oddane do wydawnictw ocalały, jednak okazało się, że i te przechowywane w siedzibach redakcji doszczętnie spłonęły. 

 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Ogień na warszawskim rynku", ok. 1958 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Ogień na warszawskim rynku”, ok. 1958 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Portret dziewczyny", 1957 rok, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Portret dziewczyny”, 1957 rok, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Pocztówka przedstawiająca Szancera przy pracy, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Pocztówka przedstawiająca Szancera przy pracy, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Chopin", ok. 1955 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Chopin”, ok. 1955 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Czy należy zabić pamięć? Wrócić do zerowego punktu pogodnej, głupiej beztroski? Nagle zdaję sobie sprawę, że wcale bym nie pragnął takiego zapomnienia. Co więcej, gdybym nie przeżył wojny, okupacji i powstania, byłbym nieporównanie uboższy.(…) Pamięć tamtej straszliwej zagłady nie była w stanie zdusić marzeń. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej gorączkowo chciałem przyspieszyć realizację moich pomysłów, rozpocząć wszystko na nowo. 

Po latach niewoli zapotrzebowanie na polską książkę jest tak ogromne, że Szancer jako rozchwytywany ilustrator nie może podołać zamówieniom, pracuje dniami i nocami. Ilustruje wówczas między innymi „Pana Kleksa”, którego wizerunek jest w jego rysunkach tak doskonały i akuratny, że na ich podstawie odtworzono wygląd Pana Kleksa w późniejszej filmowej adaptacji. Nie ma chyba nikogo, kto wyobrażałby sobie tą postać inaczej niż zaproponował to Szancer, Pan Kleks po prostu musiał tak wyglądać. Szancer zakłada w tym czasie również dwa czasopisma dla dzieci: „Przygodę” – dla tych starszych i „Świerszczyka” – dla młodszych. 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Pan Kleks", źródło: Oficyna Wydawnicza G&P

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Pan Kleks”, źródło: Oficyna Wydawnicza G&P

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "W poszukiwaniu Nibycji", ok. 1968 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „W poszukiwaniu Nibycji”, ok. 1968 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Alojzy niszczy sekrety Pana Kleksa", ok. 1968 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Alojzy niszczy sekrety Pana Kleksa”, ok. 1968 roku, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Pracował w kolejnych latach jako kierownik artystyczny Państwowego Instytutu Wydawniczego i zaczął ilustrować nie tylko książki dla dzieci ale także literaturę dla dorosłych (między innymi „Faraona” Prusa, „Trylogię” Sienkiewicza czy komedie Fredry). Poszukując nowych środków wyrazu pracował jako naczelny kierownik Doświadczalnego Ośrodka Telewizji, pracował społecznie, piastował różne funkcje w instytucjach artystycznych. Przez dwadzieścia lat wykładał na Akademii Sztuk Pięknych w pracowni ilustracji i książki. Studenci wspominają go jako znakomitego pedagoga, który potrafił rozbudzić wyobraźnię u swoich uczniów i zaszczepić miłość do wybranego przez nich zawodu ilustratora. 

Szancer miał dwie wielkie miłości: książkę i teatr. Zarówno jako ilustrator książek, jak i projektant scenografii i kostiumów teatralnych osiągnął absolutne mistrzostwo i stworzył własny, rozpoznawalny styl.  

Zawsze kochałem książki – lubił powtarzać Szancer. Z książkami był związany już od wczesnego dzieciństwa, co było niewątpliwą zasługą jego rodziców, i zawsze wysoko cenił książki ilustrowane, choć jak sam przyznawał, nie wszystkie ilustracje uważał za udane i zgodne z jego własnymi dziecięcymi wyobrażeniami. Szancer miał to szczęście, że ilustrował utwory, które bardzo lubił i cenił, wkładał więc całe swoje serce w ich „inscenizację”. Często przyjaźnił się z autorami tekstów, między innymi z Janem Brzechwą – ta znajomość i wspólna praca okazała się niezwykle twórcza – co pozwalało na wzajemną inspirację oraz doskonałe połączenie słowa i obrazu. Szancer zdawał sobie  sprawę z tego, że ilustracja książkowa ma szerokie grono odbiorców i  że na artyście spoczywa duża odpowiedzialność. W przypadku książek dla dzieci odpowiedzialność jest jeszcze większa, ponieważ w młodym wieku wyobraźnia, pojęcie świata i system wartości właśnie się kształtuje, a mały czytelnik „chłonie jak gąbka” z maksymalnym zaufaniem i wiarą zarówno treść bajki, jak i ilustracje które pojawiają się w książeczkach. Szancer wiedział jak trafić do wyobraźni dziecka, jak ją umiejętnie kształtować i rozwijać, jak trafnie skomentować, wzbogacić i czasem nawet poprzez ilustracje dodać nowe treści do tekstu bajki. Wiedział również, że ilustracja powinna bawić małego czytelnika, że nudnymi, powtarzalnymi rysunkami nie zdobędzie serca dzieci. Szancer, tworząc przez prawie cały XX wiek – a więc okres dynamicznych zmian w sztuce i coraz to nowych ruchów awangardowych – nie poddał się wszelkim „-izmom”. Stworzył własny styl, któremu pozostał wierny, a do zmieniających się mód w sztuce odnosił się sceptycznie: Nie znosiłem wszelkich receptur łatwego ulegania modzie, bezkrytycznego zachłystywania się ekscentrycznymi hasłami. Szancer zilustrował w całe swojej karierze artystycznej około 300 książek. 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Dzikie łabędzie", źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Dzikie łabędzie”, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Królowa Śniegu", lata 60. XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Królowa Śniegu”, lata 60. XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Szelmostwa Lisa Witalisa", źródło: Oficyna Wydawnicza G&P

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Szelmostwa Lisa Witalisa”, źródło: Oficyna Wydawnicza G&P

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Lucy i Filip na wielbłądzie", źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Lucy i Filip na wielbłądzie”, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Ze swoją drugą miłością – teatrem – również związany był, z przerwami, przez większość życia, jednak praca z teatrem nie była tak ścisła jak z książkową ilustracją: Moja praca z teatrem nigdy nie była ciągła, wybuchała nagle, a potem miesiące i lata trwała rozłąka ze sceną. Projektując kostiumy, przeprowadzał szczegółowe śledztwo dotyczące mody danej epoki i środowiska, ponadto brał pod uwagę wygląd i osobowość aktora, który miał się wcielić w daną rolę. Kostium to jeden z elementów potrzebnych aktorowi przy kreowaniu postaci, a więc musi pasować do jego wyglądu zewnętrznego. Trzeba po prostu sobie wyobrazić, jak tak wyglądający on czy ona w tamtej epoce ubrałby się na co dzień, by czuć się dobrze i swobodnie. Przecież ludzie w tamtej epoce byli po prostu ubrani, nie ukostiumowani. Z równym zaangażowaniem projektował scenografie do spektakli teatralnych, które często były ruchome lub zawierały różne efektu specjalne – na przykład Pan Twardowski ulatujący pod sufit na kogucie. Szancer współtworzył wiele spektakli, między innymi „Moralność Pani Dulskiej”, „Psa ogrodnika”, „Pana Twardowskiego”, „Aidę” i teatralne aranżacje dla najmłodszych: „O krasnoludkach i sierotce Marysi” i „Przygody Pana Kleksa”.  

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Pan Tadeusz - księga XII", źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Pan Tadeusz – księga XII”, źródło: muzeumpocztowek.wordpress.com

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Projekt kostiumu", 1967 rok, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Projekt kostiumu”, 1967 rok, źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Na Szlaku Bursztynowym", lata 60. XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Na Szlaku Bursztynowym”, lata 60. XX w., źródło: Sopocki Dom Aukcyjny

Szancer miał też inną, nie do końca artystyczną pasję – uwielbiał podróże. Jego wojaże po świecie były jak na ówczesne czasy niezwykle imponujące i wpisywały się w nurt podróży romantyczno-artystyczno-intelektualnej. Z podróży przywoził natchnienie, nowe wrażenia, cenne zapiski w dziennikach, doświadczenie sztuki dawnej, największych mistrzów, czasem sztuki bardzo egzotycznej. Często wyjeżdżał w konkretnym celu – dostawszy zamówienie na ilustracje do „Faraona” Prusa, chciał przygotować się do tej pracy jak najsumienniej, więc… odbył podróż do Egiptu, by bezpośrednio doświadczyć kontaktu ze sztuką starożytnego Egiptu i wczuć się w klimat miejsca. Odwiedził między innymi Bułgarię, Jugosławię, Hiszpanię, Włochy, wybrał się na rejs „Transylwanią” po Morzu Śródziemnym – zahaczając o Ateny, Rodos, Cypr, Maltę, Kretę. Jednym z ulubionych miejsc na ziemi był dla naszego artysty Paryż, który odwiedzał wielokrotnie. Zapiski i wspomnienia z podróży można znaleźć w dwóch autobiograficznych książkach Szancera: „Curriculum Vitae” oraz „Teatr cudów”, które dla miłośników artysty – i nie tylko – są zdecydowanie godne polecenia jako cenne źródło informacji o jego losach oraz pięknie i lekko napisaną opowieść-rzekę. 

Światem rządzi wyobraźnia – pisał Napoleon. Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy – to z kolei słowa Einsteina. Wydaje się, że Jan Marcin Szancer jak najbardziej utożsamiał się z opiniami tych wielkich autorytetów, poświęcając niemal całe życie na rozwijanie i wzbogacanie wyobraźni małych czytelników, którzy mają wielką moc, bo to od nich zależy przyszłość. Artysta pozostawił po sobie tysiące ilustracji w książkach, setki pocztówek, dziesiątki projektów scenograficznych, obrazy olejne i rysunki. Miejmy nadzieję, że kolejne pokolenia dzieci będą jeszcze miały możliwość doświadczenia czytania bajek z ilustracjami Szancera i rozwijania wyobraźni pod opieką i przywództwem Mistrza. 

 

Jan Marcin Szancer (1902-1973), "Konik Garbusek", 1952 rok, źródło: Polish Masters of Art

Jan Marcin Szancer (1902-1973), „Konik Garbusek”, 1952 rok, źródło: Polish Masters of Art

ŹRÓDŁA: 

  • Jan Marcin Szancer: ambasador wyobraźni, pod red. K. Prętnickiego, B. Kusztelskiego, H. Gościańskiego, Poznań 2019 
  • Szancer J.M., Curriculum vitae, Poznań 2015 
  • Szancer J. M., Teatr cudów, Warszawa 1972 
  • Jan Marcin Szancer, pod red. H. Gościańskiego, W. Tyszka, Poznań 1989 

 

 

Autor: Małgorzata Bednorz

Po krótkiej przygodzie z malarstwem studiowała historię sztuki, którą rozpoczęła na UMK, a skończyła na UJ. Od czasu do czasu pisze teksty o sztuce dla kilku czasopism. Wielbicielka twórczości kaskaderów literatury, a w sztukach plastycznych – wszelkich przejawów ekspresjonizmu (chociaż ceni wielu artystów z różnych epok i nurtów).

zobacz inne teksty tego autora >>