Ukraina. Słynny kanadyjski snajper Wali dementuje kolejne pogłoski o swojej śmierci

Rosyjska propaganda kilkukrotnie ogłaszała już śmierć kanadyjskiego snajpera, który walczy po stronie Ukrainy. Wali po raz kolejny zdementował pogłoski o swojej śmierci. Z kolei władze Kanady ostrzegają przed kolejnymi kampaniami dezinformacyjnymi z Rosji.

W rosyjskich mediach społecznościowych po raz kolejny pojawiły się wpisy, które sugerowały śmierć kanadyjskiego snajpera, który dołączył do wojsk Ukrainy. Pogłoski te postanowił zdementować sam Wali.

Zobacz wideo Do czego Putin może się jeszcze posunąć?

Wojna w Ukrainie. Rosyjska propaganda po raz kolejny uśmierciła snajpera z Kanady

Fotografię żołnierza udostępnił kanał NEXTA. "Kanadyjski snajper Wali, którego rosyjska propaganda pochowała już kilka razy, żyje i chwali się trofeum - rosyjskimi racjami żywnościowymi" - napisał portal, dołączając do wpisu zdjęcie wojskowego.

W tym samym czasie władze Kanady wydały ostrzeżenie przed nowymi kampaniami dezinformacyjnymi z Rosji. Communications Security Establishment (wywiad elektroniczny) polecił ostrożność i zwracanie szczególnej uwagi na "fałszywe narracje, jakoby w Ukrainie Rosjanie atakowali tylko cele wojskowe". Taki właśnie jest propagandowy przekaz Kremla, który nie chce przyznać się do ataku na cywilów w Ukrainie, co stanowi zbrodnię wojenną.

Przeczytaj więcej informacji z Ukrainy na stronie głównej Gazeta.pl. 

"Kobieta, stojąca przed swoim zbombardowanym domem pośród płonących samochodów, uśmiechnęła się do mnie. Wtedy wiedziałem, dlatego to robię"

Wali to pseudonim należący do snajpera, który w ramach kanadyjskiego kontyngentu (w 22. Pułku Królewskim) walczył w Afganistanie. W 2012 roku zakończył służbę wojskową, ale potem dołączył do kurdyjskich oddziałów w północnym Iraku - tym samym zaczął walkę z organizacją zwaną Państwem Islamskim.

Na początku marca 2022 roku Wali pojechał do Ukrainy, przez granicę z Polską. Już w drugiej połowie marca pojawiły się pierwsze informacje, że snajper nie żyje. Rosjanie podali wówczas, że mężczyzna został zabity przez rosyjskie oddziały specjalne 20 min po przyjeździe do Mariupola. Tylko tę informację na Facebooku podano dalej aż 76 tys. razy. 

Kilka dni później Wali udzielił wywiadu kanadyjskim mediom. - Jak widać żyję. Ani zadrapania. O swojej śmierci dowiedziałem się ostatni. Nigdy w życiu nie byłem w Mariupolu. Nie rozumiem, dlaczego tak robią, to amatorszczyzna - mówił w wywiadzie w CBC.

- Rosjanie próbują zniszczyć wszystko w każdej dzielnicy, którą chcą podbić. Przez cały dzień ostrzeliwują się z czołgów. I strzelają amunicją dużego kalibru, która przenika przez ściany domów, jakby były masłem. Często ta amunicja chybiła nas zaledwie o kilka metrów. A kiedy się posuwają, musimy odpowiedzieć ogniem, także po to, by wiedzieli, że wciąż tam jesteśmy. Potem się wycofują - i próbują ponownie wykończyć nas totalnym ostrzałem - mówił dalej w rozmowie z niemieckim dziennikiem "Bild".

Na pytanie o to, dlaczego przyjechał walczyć w Ukrainie, Wali przyznał, że czasami sam się nad tym zastanawia. Zwłaszcza, że widok kompletnie zniszczonego miasta potrafił przyprawić go o mdłości. Mężczyzna wyjawił też, że w Kanadzie zostawił małego syna. Dalej powiedział jednak, że mają też miejsce bardzo wzruszające momenty. - Udało nam się odbić część miasta, uwolnić mieszkańców od Rosjan. Jakaś kobieta, stojąca przed swoim zbombardowanym domem pośród płonących samochodów, uśmiechnęła się do mnie. Wtedy wiedziałem, że właśnie dlatego to robię. Ryzykuję życiem, ale warto oddać mieszkańcom ich miasto, by mogli je odbudować. Podziwiam też odwagę Ukraińców: ich snajperzy wytrwali na swoich pozycjach, mimo że całe mieszkanie, w którym się znajdowali, już płonęło i czuć było żar - opowiadał Wali. 

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.