Na antenie:

Natalia Przybysz o płycie "Tam". "Każdy może sobie sam pomyśleć o swoim tam"

7 min. czytania
Aktualizacja 21.02.2024
21.02.2024 22:22
Zareaguj Reakcja

Natalia Przybysz będzie bohaterką kolejnej odsłony "Chillizet live session". Koncert na żywo na antenie radia Chillizet dzisiaj (w czwartek) o godz. 19:00. Specjalnie dla słuchaczy artystka wykona utwory z albumu "Tam". Poniżej rozmowa Dominiki Biegańskiej z Natalią Przybysz na temat tej płyty. Zapraszamy do słuchania i czytania.

Natalia Przybysz fot. Wojciech Olszanka/East News
Natalia Przybysz

Wywiad został przeprowadzony 13 października 2023 r.

Dominika Biegańska: Wyspana? Szczęśliwa?

Natalia Przybysz: Bardzo to jest dziwne, ale chyba się wyspałam, chociaż dzisiaj pobudkę mieliśmy 4.50 i spałam w busie.

Dominika Biegańska: Dzisiaj w streamingach pojawiła się Twoja najnowsza płyta "Tam". Ci najwierniejsi z pewnością już ją przesłuchali. Namiastką były single, ale teraz już mamy całość. "Tam", czyli gdzie?

Natalia Przybysz: Bardzo lubię, jak piosenki są na tyle otwarte i uniwersalne, że każdy może sobie sam pomyśleć o swoim tam. Nagraliśmy tę płytę na Hydrze (wyspa grecka – przyp. red.), ale myślę, że i tak mentalnie każdy miał w głowie coś innego. Mam takie marzenie, aby każdy człowiek, który słucha tej płyty, po prostu odnalazł swoje "tam", gdzie jest mu dobrze.

Dominika Biegańska: No i niezależnie od tego, w którym to będzie utworze... My już miałyśmy okazję trochę przegadać tę płytę, a właściwie single, kiedy się tutaj pojawiałaś. Już trochę zajawiałaś, co będzie się działo na niej. Ale to wszystko wydarzyło się po części na Oceanie Atlantyckim, bo cofnijmy się do Twojej wielkiej podróży.

Natalia Przybysz: Tak, dla wielu osób może się to wydawać takim sztucznym wydarzeniem, to znaczy takim telewizyjnym (Natalia Przybysz brała udział w progranie "Na Atlantyku" – przyp. red.). Ktoś może pomyślał, że tam druga łódka płynęła za nami i ja tam miałam jakąś ekipę. Chociaż sądząc po fryzurze i stanie mojej twarzy, to musiałaby być straszna ekipa (śmiech). Płynęliśmy więc rzeczywiście sami z ekipą telewizyjną, to znaczy było nas 12 osób. Ja razem z Zygmuntem Miłoszewskim gotowaliśmy codziennie gar obiadu wege dla wszystkich. Uważam, że to jest niesprawiedliwe, że tego telewizja nie pokazała.

Dominika Biegańska: Że tylko Wy wygotowaliście?

Natalia Przybysz: Że dwoiliśmy się i troiliśmy w wymyślaniu dań, żeby było ciekawie. Świeże składniki się nam kończyły. Dopłynęliśmy na Karaiby tylko ze świeżym czosnkiem i kawałkiem imbiru, a reszta była stopniowo wyjadana. Przez trzy tygodnie nie było Matki Ziemi, był tylko horyzont i z tym horyzontem właśnie spędzałam najwięcej czasu, szukając w sobie też wielkiej przestrzeni, takiej jak ta przestrzeń dookoła i wtedy zaczęłam pisać teksty. Grałam czasami na ukulele, które dał mi Krzyś Zalewski w przeddzień wyjazdu. Czasem do obiadu grałam. Tego też chyba nie pokazali. No i grałam też na takim dziwnym instrumenciku malutkim na baterię, który pożyczyłam od Pata Stawińskiego, naszego basisty z zespołu. Więc ja tam się bawiłam twórczo. Czytałam książki i to mnie też pobudzało do pisania tekstów. Takich właśnie bardzo... morsko-przestrzennych.

Dominika Biegańska: To jest ciekawe, że ty w tym ferworze (brałaś udział programie telewizyjnym, gdzie cały czas dookoła były kamery) potrafiłaś się odciąć, mimo że płynęło z Tobą kilkanaście osób.

Natalia Przybysz: Dokładnie. Z jednej strony groziła mi klaustrofobia i agorafobia, ale z drugiej strony tego oceanu, tego tlenu, tej soli morskiej w powietrzu, tych wszystkich cudów natury było na tyle dużo, że ja się tym żywiłam i wszystkie wachty, które brałam to były od czwartej rano do ósmej. Nie potrzebowałam kawki. Siedziałam po prostu z jednym albo z drugim kapitanem i patrzyłam się w ten horyzont, bo oni nawet nie za bardzo nas uczyli żeglarstwa. Ja po prostu czułam się jak taki ptak na drucie. Siedziałam po prostu na tej ławce drewnianej. Płynęliśmy wzdłuż Drogi Mlecznej. Passat nas pchał. Obserwowałam te organizmy świecące czasem nocą, pod powierzchnią wody. Kiedyś latająca ryba wskoczyła nam w nocy i uderzyła mnie w policzek. Gwiazdy też były też spektakularne.

Dominika Biegańska: Twój najnowszy album dostępny jest w streamingach. Jest też w formie fizycznej, prawda?

Natalia Przybysz: Tak, jest też winyl, co się rzadko zdarza w przyrodzie, ale udało się go zrobić.

Dominika Biegańska: Są też piękne zdjęcia. Opowiedz trochę o tych zdjęciach. Kto ci je zrobił? Bo coś czuję, że to ten człowiek, który już się przewija w twoim życiu od jakiegoś czasu.

Natalia Przybysz: Tak, to oczywiście Sylvia Pogoda, która już zrobiła z nami trzecią płytę, trzecią płytę wizualnie. Pierwszą okładkę zrobiła do płyty "Jak malować ogień", później do płyty z tekstami Kory "Zaczynam się od miłości". Teraz też byłyśmy, tzn. byliśmy, razem na Hydrze. Jest też autorką teledysków, także nie wiem, do czego to zmierza, bo po prostu wszystko chcę zrobić z Sylvią (śmiech).

Redakcja poleca

Dominika Biegańska: No to niech zawsze tak będzie (śmiech). Powiedziałaś "byliśmy tam". Czy prawdą jest, że oni do końca nie wiedzieli dokąd lecą z Tobą?

Natalia Przybysz: Oni nie wiedzieli, ale tak dwa tygodnie przed się wygadałam. Pomylili mi się bliźniacy. Rozmawiałam z Jurkiem Zagórskim, moim gitarzystą. Jego brat bliźniak jest moim partnerem i nie wiem dlaczego, po prostu coś mi przeskoczyło w głowie, chyba się jakoś tak wyluzowałam, i zaczęłam z nim rozmawiać: "Wiesz, tam na Hydrze, to coś tam" i nagle sobie uświadomiłam, że mówię to do Jurka, a nie do mojego partnera. To takie ludzkie. Więc on już wiedział, potem Mateusza żona chciała wiedzieć. Później Pat zgadł, bo wysyłałam im takie zdjęcia, a właściwie fragmenty zdjęć, jako zagadkę, na takiej naszej grupie, która się nazywała "Tam". I na tym zdjęciu, w rogu, w studio, stało greckie piwko po jakimś perkusiście i Pat to rozszyfrował.

Dominika Biegańska: Spostrzegawczy.

Natalia Przybysz: I później Kuba powiedział: "No nie, jak już wy wszyscy wiecie, to ja też chcę wiedzieć", no i się dowiedział. Ale to było dwa tygodnie przed wyjazdem. To było fajne, bo już się cieszyli, że jadą w takie miejsce.

Dominika Biegańska: Dałaś im się trochę oswoić. Czy wy zabieraliście tam swoje instrumenty?

Natalia Przybysz: Stworzyłam takie reguły i jedna z nich mówiła, że nic tam nie bierzemy, żadnych instrumentów. Druga reguła mówiła, że nie wymyślamy niczego przed. I tyle. 10 dni tam siedzimy w jednym miejscu (wyspa jest tak mała, że nie było gdzie się podziać). Trzeba było po prostu pracować. Było tam bardzo zimno, czasem wiał wiatr z deszczem. Aczkolwiek też pływaliśmy w tej bardzo zimnej wodzie...

Dominika Biegańska: Wynajęłaś tam dom?

Natalia Przybysz: Przyjaciel powiedział mi o studiu muzycznym w starej fabryce dywanów, gdzie można było też zamieszkać. Więc nasz realizator dźwięku – Krzysztof Kilar – w zasadzie spał i pracował w tym samym pokoju. W ogóle spał tam na piecu, pod kominem, takim wielkim, jakby wyciągiem do starego pieca. Wszystko tam było bardzo stare. Tam nie ma hoteli na tej wyspie, to jest taka bardzo starożytna historia.

Dominika Biegańska: Przygodę życia im zaserwowałaś (śmiech), a to, co powstało, możemy od dzisiaj posłuchać. Możemy też obejrzeć klip do "Tam". Czy zajęła się nim Sylvia?

Natalia Przybysz: Tak, Sylvia i Bartek, jej mąż.

Dominika Biegańska: Opowiesz trochę o tym klipie?

Natalia Przybysz: Słuchaj, pierwszy raz w życiu zapamiętałam choreografię. Pracowałam z Agą Konopką, niesamowitą osobą. Spotykałyśmy się przez wiele dni, wiele godzin, w różnych salach tanecznych w Warszawie. Od początku mówiłam: "Ja nie umiem zapamiętać żadnej choreografii, ja zawsze wszystko muszę improwizować i zmyślać". Ale ona naprawdę potrafiła mi to jakoś ułożyć w głowie. Pod każde zdanie mam konkretny ruch i w ten sposób to zapamiętałam. To było dla mnie przeżycie. No i taniec w rzece. Było dosyć zimno, tak z 10 stopni, stopy raczej straciły czucie, a piasek, który zabierała rzeka spod stóp, też jakby się osuwał i trudno było robić tam piruety. Ale to była kolejna przygoda z Bartkiem i Sylvią Pogodą z aparatami w wodzie (bo w Chorwacji robiliśmy podobną historię, tylko że tam była głęboka woda, bo to było morze, i aparaty były bardziej zagrożone). Ale uwielbiam ten stan, kiedy jestem w wodzie z nimi razem i oni martwią się o swoje aparaty, a jednocześnie są w takim twórczym transie.

Redakcja poleca

Dominika Biegańska: A gdzie to kręciliście?

Natalia Przybysz: To jest Świder.

Dominika Biegańska: Ty jesteś trochę, jak taki wolny ptak, który wchodzi na scenę i właściwie niech się dzieje, co chce. Jak Cię muzyka poniesie, tak zatańczysz.

Natalia Przybysz: Poniekąd tak. Wiele lat przyjaźnię się i pracuję też z Izą Szostak. Ta relacja już długo trwa i chociaż wiem, że jestem Nikiforem tańca, tak jak jestem Nikiforem wiolonczeli, to mam takie marzenie, aby rozwijać się w kierunku tańca. Z Agą też rozmawiałyśmy na ten temat. Ona mówiła, że śpiewanie jest takie uwalniające, że to jest taka niesamowita przygoda. A ja mówiłam jej: "Nie, to taniec jest przygodą, to jest obszar poruszający całe ciało". Już dwa razy miałam taką sytuację, że przeżyłam coś ciężkiego i taniec mnie od tego uwolnił. Na pierwszych zajęciach z Agą po prostu łzy płynęły mi po twarzy. Moim zdaniem taniec jest najzdrowszą formą ruchu. I to taki improwizowany.

Dominika Biegańska: Ciało to lubi, a później ciało pięknie pamięta. Muszę Cię teraz zapytać o dwie sprawy. Dwie męskie sprawy, które pojawiły się na tym albumie. Zdecydowałaś się zaprosić dwóch artystów. Jedno nazwisko już słyszeliśmy, bo kawałek z Mrozem wypłynął sobie trochę wcześniej. Ale jest też drugi pan, który zdecydował się zaśpiewać.

Natalia Przybysz: Tak. Ja od wielu lat jestem fanką Fisza, taką trochę piszczącą. To jest przypał, jak się teraz do tego przyznaję. Gdy on zgodził się wziąć udział w tej płycie, to naprawdę to był dzień. Jak czasem mam moment, kiedy jest mi trochę smutno, to potem sobie przypominam: "Hej, Fisz śpiewa na twojej płycie" i to mnie tak buduje. On nie rapuje, on śpiewa. I napisał tekst, ja napisałam w odpowiedzi, jakby będąc w tym dialogu, swoją zwrotkę. Ale refren jest jego.

Dominika Biegańska: Refren w utworze "Pacific" jest Fisza. On się zgodził zaśpiewać. Czy dla niego było to w jakimś sensie wyjście ze strefy komfortu?

Natalia Przybysz: Nie wiem, musisz go zaprosić i zapytać o to, nie mam pojęcia, co się działo w środku Fisza.

Dominika Biegańska: Zapytam go o to przy okazji. Mam nadzieję, ta przygoda muzyczna z albumem "Tam" będzie sobie pięknie trwała. Intensywny czas przed Tobą.

Natalia Przybysz: Tak, ale muszę powiedzieć, że na koncertach gramy w kolejności takiej, jaka jest na płycie, bo ja w ogóle bardzo lubię układać kolejność na płytę. Tym razem zrobił to Pat Stawiński i – moim zdaniem – zrobił to bardzo dobrze.

Dominika Biegańska: Bardzo dziękuję za tę rozmowę.

Redakcja poleca

Źródło: CHILLIZET/ podcast "Dobre wibracje"