Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Katastrofa samolotu pasażerskiego pod Piasecznem w 1937 r.

Mieszkańcy wsi Mysiadło pod Piasecznem 11 listopada 1937 r. około godziny 16.00 usłyszeli nad głowami warkot samolotu.
Katastrofa samolotu pasażerskiego pod Piasecznem w 1937 r.
Pola Antoniego Mirkowskiego ze szczątkami samolotu fot: NAC

Usłyszeli, ale nie zobaczyli go, bo zapadł już zmierzch, padał drobny deszcz, a z powodu gęstej mgły nie widać było czubków drzew. Dziennik „Czas” tak opisuje ten moment: „Sądząc z warkotu silników, samolot leciał w stronę Warszawy. Po kilkunastu minutach warkot silników rozległ się znowu, przy czym teraz trwał już dłużej. Wydawało się, że samolot krąży nad wsią, jakby w poszukiwaniu miejsca do lądowania. Naraz od strony wschodniej wyłoniła się z mgły sylwetka samolotu, lecącego na wysokości zaledwie kilkunastu metrów. Samolot szybował wprost na zagrodę rolnika Mirkowskiego, otoczoną młodym sadem owocowym. Podchodził on wyraźnie do lądowania-miał opuszczone podwozie. W odległości około 300 metrów od zabudowań gospodarskich i około 400 metrów od szosy Warszawa-Piaseczno, maszyna zawadziła sterami o przewody wysokiego napięcia linii Grójec-Pruszków błysk elektryczny przeszył  zmrok. Posypały się iskry. Maszyna gwałtownie obniżyła lot i po przeleceniu kilkudziesięciu jeszcze metrów runęła całym ciężarem między drzewa ogrodu Mirkowskiego”.

Wymiana informacji między lotniskiem i obsługą samolotu Polskich Linii Lotniczych „Lot” Lockheed L-10A Electra (SP-AYD)

16.01 – kierownik radiostacji na Okęciu dostaje informację, że mgła nad lotniskiem jest bardzo duża i decyduje, aby samolot SP-AYD leciał do Poznania. W Poznaniu jest lotnisko przygotowane do nocnych lotów, bardzo dobrze oświetlone.

16.05– Poznań donosi, że do nich nadchodzi też mgła i warunki zmieniają się z minuty na minutę.

16.10 – SP-AYD chce odlecieć do Poznania, gdy dostaje informację, że tam też pogoda pogarsza się, pilot Witkowski decyduje, że ląduje w Warszawie.

16.22 - Pierwszy nalot SP-AYD na wysokości 600 m. Odległość widzenia 2000 m, nie widać hangarów na lotnisku.

16.30 - SP-AYD nadaje: robię wiraż, wysokość 350.

16.32 - SP-AYD jestem na  150 metrach.

16.38 - Warszawa: zejście na 100 metrów. SP-AYD: jestem już na 60 metrach.

Huk motoru głuchnie, telegrafista stara się nawiązać kontakt z samolotem: GDZIE JESTEŚCIE!?

16.44 - Warszawa: QRQ, QRQ wołania pozostają bez odpowiedzi.

Polecenie, aby wszystkie stacje radiogoniometryczne nadawały QRQ. Kiedy po dwóch minutach nie odzyskano łączności, kierownictwo portu lotniczego zaczęło alarmować wszystkie miejscowości leżące w pobliżu lotniska.

17.00 - Przychodzi wiadomość, że pod Piasecznem wydarzyła się katastrofa.

Szczątki samolotu w sadzie gospodarza Mirkowskiego

Gospodarz Mirkowski z Mysiadła i kowal Kajdlent natychmiast pobiegli w stronę samolotu. Maszyna była zupełnie rozbita, jej szczątki porozrzucane na kilkanaście metrów. Spod szczątków samolotu, pod pogiętą blachą rozlegały się przeraźliwe jęki i wołania o pomoc. Jeden z pasażerów, który prawdopodobnie miał fotel przy skrzydle, nie odniósł większych obrażeń, pomagał rannym współpasażerom, proszącym o pomoc. Ktoś pobiegł do szosy, zatrzymał autobus, prosił o pomoc, ale kierowca nie zgodził się, stwierdził, że nie ma czasu. To od pasażerów autobusu władze Piaseczna dowiedziały się o katastrofie. Tymczasem z Okęcia zatelefonowano do Jeziorny i do Piaseczna. Po dłuższej chwili telefonistka w Piasecznie oświadczyła, że wydarzyła się jakaś katastrofa, bo wszystkie władze z Piaseczna udały się na miejsce wypadku. Wobec tego natychmiast w kierunku Piaseczna ruszyła karetka sanitarna, dwa samochody ciężarowe, oraz mechanik Polskich Linii Lotniczych „Lot”. Wyjechał też dyr. mjr Makowski. Kiedy ekspedycja ratunkowa przybyła na miejsce, zastano  tam lekarza z Piaseczna oraz pomoc wojskową.

Hrabianka Pelagia Potocka

Była najciężej ranna z grupy pasażerów, którzy przeżyli tę straszną katastrofę, leżała kilka dni nieprzytomna z powodu obrażeń głowy. Bliscy panny Pelagii mieli początkowo zakaz odwiedzin, ale przeczytałam, że w końcu weszli do niej, gdy była jeszcze nieprzytomna. Franciszek i Małgorzata Potoccy przeżywali niewyobrażalną tragedię – w nocy z 10 na 11 listopada zmarł w Rutce ich najstarszy syn Ignacy, osierocił kilkoro dzieci. Pelagia leciała z Krakowa do Warszawy, jak tylko dowiedziała się o śmierci brata, tak szybko, jak tylko było to możliwe. Szukałam informacji na jej temat i jedyne co znalazłam to ślubne zdjęcie jej siostry Róży, na którym są rodzice i jest i ona. Piękna, smukła młoda kobieta, wysoka jak wszyscy Potoccy tej linii. Zdjęcie jest zrobione w Pałacu Potockich w Krakowie. Pelagia nigdy nie wyszła za mąż, zmarła bezpotomnie w Krakowie 6 października 1994 r. w wieku 85 lat. Znano ją w Krakowie jako osobę odważną i pomocną.

Para młoda hrabianka Róża Potocka w otoczeniu krewnych i przyjaciół w salonie pałacu Potockich w Krakowie

Epilog

Rankiem 12 listopada tłumy mieszkańców Piaseczna i Dąbrówki szły, aby zobaczyć miejsce katastrofy. W niewielkim sadku pana Antoniego Mirkowskiego obok czerwonego domu lśniły porozrzucane kawałki samolotu pilnowane przez czterech policjantów w nieprzemakalnych pelerynach. Zaorane pole z rozmokłą ziemią dawało efekt jeszcze większego koszmaru z powodu rozdeptanego błota. 50 m w prawo od samolotu leżał prawy silnik, lewy przed samolotem w niewielkiej odległości. Kabina pilota i radiooperatora strzaskana, przód kabiny pasażerskiej nie był uszkodzony, w oknach zostały nawet całe szybki. To, że ktoś ocalał w tym samolocie, należy uznać za cud. Decydowało miejsce, na którym siedział pasażer.

 Katastrofa ta zadecydowała o życiu wielu rodzin, ale to już historia na inne opowiadanie. W tym zajęłam się tylko Pelagią, hrabianką, która po katastrofie  do końca życia mieszkała w Krakowie przy Rynku w pałacu zwanym Pałacem Potockich.    

Notatka prasowa z  „Kuriera Warszawskiego” z 14 listopada 1937 r. 

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama