Radykalny patriota kontra odpowiedzialny obywatel

Radykalny patriota kontra odpowiedzialny obywatel

Kto naprawdę szkodzi ojczyźnie Ideologiczna narracja populistycznej prawicy, odwołująca się do wartości tożsamościowych, spotyka się ze słabym sprzeciwem, co jest dziwne i smutne zarazem. Przecież te wszystkie patriotyczne akty strzeliste, apoteoza walki i narodowego męczeństwa, imperatyw obrony tradycyjnych wartości pochodzą z zupełnie innej epoki i rażą kompletnym nieprzystosowaniem do współczesności oraz infantylizmem. W Polsce nie brakuje ludzi zatroskanych o losy kraju, a przy tym myślących racjonalnie i rozumiejących wyzwania współczesnego świata. Dlaczego zatem tak łatwo pozwala się prawicy forsować archaiczny model patriotyzmu? Być może, aby się temu przeciwstawić, należy stonować emocje i zapomnieć o wpajanym nam przez lata obowiązku ekstatycznego wzruszenia, gdy łopocze narodowy sztandar i słychać „Mazurek Dąbrowskiego”. Stosunek do ojczyzny, czyli kraju, w którym człowiek żyje i w którym żyli jego przodkowie, kształtowany jest w procesie edukacji i wychowania najczęściej za pomocą wzorców, które Michael Billig trafnie określa mianem syndromu banalnego nacjonalizmu. Natrętna powtarzalność reagowania na pewne słowa i symbole prowadzi bowiem do nawykowego i bezrefleksyjnego sposobu myślenia o narodzie i ojczyźnie. Naród przedstawiany jest jako zjawisko naturalne, ahistoryczne, byt niemal pochodzenia boskiego. Ojczyzna zaś to nie tyle kraj, czyli miejsce na ziemi, ile raczej historycznie ukształtowana narodowa wspólnota wyobrażona, na którą składają się rozmaite mity, kody kulturowe i symbole, tworząc obowiązujący kanon narodowościowy. Rytuały i celebracje o charakterze patriotycznym służą upowszechnianiu i utrwalaniu tego kanonu. Myśleniu o ojczyźnie towarzyszy zatem nadęta egzaltacja, przyswojona w toku wychowania opartego na banalnym nacjonalizmie. Ojczyznę należy kochać, bo przecież na tym polega patriotyzm. Co ma jednak oznaczać miłość do ojczyzny? Na czym ma ona polegać? Czy miłość do ojczyzny oznacza miłość do własnego narodu? Ale jak można kochać naród, który jest abstrakcją? Kochać można konkretnych ludzi. Czy można kochać symbole: godło państwowe i flagę? Przecież to są znaki identyfikacyjne, nic więcej. A może owo pozytywne uczucie dałoby się odnieść do ważnych wydarzeń historycznych? Ale czy można pokochać bitwę pod Grunwaldem albo powstanie warszawskie? Może nas wzruszać wspomnienie ojczystego krajobrazu, zwłaszcza gdy długo przebywamy na obczyźnie, ale czy trzeba zaraz mówić o miłości do niego? Nie można kochać ojczystego języka tylko dlatego, że od dziecka się nim posługujemy, ani obyczajów, do których jesteśmy przywiązani. Wystarczy, że z jednym i drugim czujemy się dobrze, bo spełniają one swoje funkcje. Czy zatem „miłość do ojczyzny” nie jest przypadkiem poprawnościowym zwrotem, nad którego sensem nie wypada się zastanawiać? Z narracji banalnego nacjonalizmu wyłania się obraz ojczyzny utkany z górnolotnych fraz, fragmentów patriotycznych wierszy i pieśni towarzyszących ważnym wydarzeniom. Ale przecież jest to zbitka całkowicie wydumana, kolaż wyidealizowanych treści, który nie odzwierciedla żadnej rzeczywistości, zwykła chimera. Jaki jest sens kochać chimerę? Można przyjąć, że większość ludzi uważających się za patriotów podchodzi zarówno do tej wizji ojczyzny, jak i do imperatywu miłości do niej z pewnym dystansem, traktując je wyłącznie w kategoriach tożsamościowego potwierdzenia lojalności. Są jednak tacy, którzy ową chimerę traktują jak najbardziej dosłownie. Ich stosunek do ojczyzny jest źródłem szczególnych zagrożeń dla harmonii życia społecznego. Są to nacjonaliści czy, jak kto woli, radykalni patrioci. Dlaczego są groźni? Nie z powodu ich egzaltacji i deklarowania chęci oddania życia za ojczyznę, ale ze względu na przyczynę i skutki takiej postawy. Tą przyczyną jest lęk przed poniżeniem, poczuciem, że jest się kimś gorszym – wypierany ze świadomości kompleks niższości. Najlepiej obrazuje go scena z „Monizy Clavier” Mrożka, gdy bohater, znalazłszy się w towarzystwie ludzi z sytego Zachodu, wyluzowanych i pewnych siebie, w pewnym momencie reaguje spontanicznie: „Wkroczyłem w środek rozbawionego towarzystwa. – O, tu! – krzyknąłem, szeroko otwierając jamę ustną i wskazując palcem na zęby trzonowe. – O, tu, wybili, panie, za wolność wybili! Nastąpiło zamieszanie. Ucichli, patrzyli na mnie, nie mogąc zrozumieć, o co mi chodzi. A przecież chciałem tylko uprzytomnić im w sposób jasny i przystępny, niejako poglądowy, cierpienia mojego narodu. To, że najwidoczniej nie doceniali martyrologii, bardzo mnie rozgniewało”. Kompleks niższości łatwo przechodzi w kompleks wyższości. U ludzi, dla których tożsamość narodowa jest najważniejszym, a może nawet jedynym kryterium przynależności jednostki do szerszych grup społecznych, kompleks ten prowadzi do przesadnego poczucia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 46/2018

Kategorie: Opinie